piątek, 22 lipca 2016

Rozdział 4

KING
Uśmiechnąłem się sam do siebie widząc przed sobą tak śliczną demonicę. Prawdę mówiąc, nigdy nie sądziłem że zwrócę uwagę na jej urodę. Miała śliczną yukatę, a włosy uroczo opadały kaskadami na jej ramiona. Podałem jej swoją dłoń i zaproponowałem, abyśmy już poszli. W końcu, byliśmy jedyni w karczmie kiedy reszta już się zabawiała, nawet Ban wyciągnął Hawka! A to jest przecież świnia.
Dziewczyna nie była do końca przekonana, ale po chwili uśmiechnęła się perliście i podała swoją dłoń. Była strasznie delikatna, gładka i miałem wrażenie iż jest tak krucha, że zaraz się zniszczy. Dość długo się jej przypatrywałem, więc po chwili potrząsnąłem głową aby się otrząsnąć i pokierowałem się w stronę wyjścia. Oczywiście, otworzyłem drzwi na oścież i przepuściłem Bane. Jestem cholernym dżentelmenem i romantykiem, a zachowuję się czasem gorzej od głupiego dzieciaka któremu rodzicielka nie chce kupić lizaka. W sumie to fizycznie nie jest nawet możliwe, abym był dzieckiem, mam ponad 10 tysięcy lat.
Pogoda tego wieczoru była przecudowna. Ciemno-granatowe niebo na którym pojawiały się miliony delikatnie błyszczących gwiazd. Lekki powiew zimnego wiatru, zwiastował początki jesieni, zaś kolorowe kwiaty oznaczały ciągłą walkę aby lato trwało jak najdłużej. Tak przynajmniej mi się zdawało. Przestałem podziwiać nieboskłon i zerknąłem ukradkiem na dziewczynę idącą obok mnie. 
- Nie zamierzałaś iść z Kapitanem na ten Letni Taniec? - Zapytałem cicho, aby przerwać tą niezręczną ciszę, która trwała już dobre pięć minut, ale czułem jakby to była wieczność. 
- Cóż... - Widziałem na twarzy jej zmieszanie, które przerodziło się w smutek. Nie miałem zamiaru doprowadzać jej do takiego stanu, nie chciałem aby znowu wylewała łzy tak jak to było pierwszego dnia kiedy przybyła do karczmy. Czułem, że łączy nas coś dziwnego. Może wspólna przeszłość w jej rodzinnych stronach? Może to tylko żmudne przeczucie, ale jestem pewien że kiedyś się w końcu dowiem. Nie koniecznie w dobrym momencie.
- Zamierzałam, jednak.. Po co, mam niszczyć coś, co powoli zakwita, skoro mogę spędzić ten czas przyjemnie, razem z tobą King. - Dokończyła swoją wypowiedź, urokliwe się uśmiechając. Odwzajemniłem go. Złapałem ją delikatnie za dłoń i wziąłem na ręce, by po kilku chwilach wzlecieć z nią w powietrze. 
- K-king, co robisz? - Zarumieniła się.
- Ja? Dowożę królewnę na bal. - Zaśmiałem się, lecąc w kierunku wioski. Już z daleka było widać porozwieszane wszędzie lampiony w różnym kształcie. Z góry widziałem tabun ludzi w barwnych i odświętnych strojach. Niektórzy tańczyli ze swoimi wybrankami na złotym parkiecie, inni wybrali się na romantyczny spacer przy stoiskach, a kolejni po prostu spędzali ten czas razem nie za bardzo interesując się atrakcjami. To było na swój sposób, piękne.
Szkoda, że wszystko musiało potoczyć się w ten pieprzony sposób.
ALICE

Przez większość drogi nie odezwałam się ani słowem, obserwowałam wszystko dookoła, a szczególną uwagę zwracałam na niebo. Nie minęła nawet chwila a z jednej gwiazdy na niebie, pojawiły się tysiące. W piekle nie miałam nigdy takich widoków, więc od wstąpienia na ziemię, zaczęłam interesować się gwiazdami oraz samą galaktyką.

Zaraz jednak poczułam jak powoli stajemy na ziemi, a wróżek spokojnie mnie stawia, jakby bał się, że coś może mi się stać. To było na swój sposób rozczulające, pierwszy raz ktoś obchodził się ze mną tak delikatnie.

-Dziękuję Kinguś. -Specjalnie urozmaiciłam jego imię, chociaż nie mam pojęcia dlaczego. Już sama moja podświadomość, działała wbrew mojej woli, podobnie jak to dziwne ukłucie w sercu.

-Kinguś? -Chłopak jedynie uśmiechnął się pod nosem, jednak dla mnie, ten uśmiech był inny od reszty. Do tego jego dłoń, którą zaraz położył na mojej głowie, jedynie po to, by mnie poklepać.

Nostalgia?

Nie rozumiałam, dlaczego przez chwile poczułam się tak błogo, lecz nie przejmowałam się tym zbytnio. Zamiast tego, rozejrzałam się dookoła, będąc widocznie zafascynowaną wszystkim co mnie otaczało. Tak, dopiero teraz rozumiałam co w tym Letnim Tańcu uwielbiały kobiety.

Drogi, ścieżki, stoiska, las od zewnątrz. Wszystko to było pokryte światłami które nadawało piękny efekt. Nie czekając na nic, złapałam chłopca za dłoń by ruszyć biegiem przed siebie. Również nie zwracałam uwagi na zdziwione spojrzenia ludzi, liczyło się to, byśmy dobrze się bawili.

-Kiiinguuuś! Chodźmy tam! -Mówiłam tak niemalże przy każdym stoisku, a chłopak oczywiście się godził.

Łapaliśmy ryby, jedliśmy suszone ośmiorniczki, oglądaliśmy występy ludzi, śmialiśmy się z suchych, jednak śmiesznych żartów pacynek. Robiliśmy wszystko co było na tym festynie możliwe, a ja czułam, jak powoli zbliża się coś niedobrego.

Nie, nie chciało mi się wymiotować ani nic z tych rzeczy.

Po dobrych kilku godzinach zabawy, usiedliśmy na ławce przy lasku pozwalając, by zimny wiatr powoli muskał naszą skórę. Przyjemne uczucie, zwłaszcza, gdy jest się zmęczonym.

-Alice, pójdę po watę cukrową. Poczekaj tutaj. -Jedynie mu skinęłam głową odprowadzając wzrokiem. Widząc jak ten z uśmiechem kupuje watę, cicho się zaśmiałam będąc szczęśliwą, że choć na chwile oderwałam go od brutalnej rzeczywistości oraz.. smutku. Wiedziałam, jak mocno musiało go zaboleć, gdy Diane mu oznajmiła, że pójdzie z Meliodasem. Gołym okiem widziałam, że był w niej zakochany..

Mój wzrok samoistnie podążył w bok, a ja zauważyłam blond czuprynę. Nie wiele myśląc, wstałam od razu kierując się w tamtą stronę. Nawet nie słyszałam krzyku Kinga, który próbował mnie dogonić.

To boli..

-Melioda--! -Zamarłam.

Moim oczom ukazał się nie kto inny jak Meliodas, który spokojnie szedł z Diane. Oboje trzymali się za dłonie oraz rozmawiali widocznie szczęśliwi ze swojego towarzystwa, jednak nie to mnie zaskoczyło.. Widziałam, jak blondyn staje w miejscu a za nim dziewczyna, która przyglądała mu się badawczo. Chwile później, nastąpił pocałunek.

To tak bardzo boli..

Nawet nie zauważyłam kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy, a ja sama biegłam przed siebie nawet nie patrząc na co wpadam. Czułam się okropnie, bolało mnie serce..
To najgorszy z możliwych bóli, jakie można przeżyć.

Nie myśląc już o niczym, nie zważając na nic, zatrzymałam się dopiero przy drewnianej chatce o którą się oparłam plecami. Przez łzy nie byłam w stanie niczego dostrzec, prócz zamazanego nieba. Powoli zsuwałam się na ziemię, dając upust swoim łzom. Nie rozumiałam tego, nie rozumiałam dlaczego to mnie tak cholernie zabolało.
Zakryłam usta dłonią, szlochając.

King.. 
Przyjdź tu..
I mnie przytul..


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mały zboczuszku jeżeli już czytasz nasze seksualne wypociny proszę zostaw komentarz inaczej nici z sexu nawet przez rok :<