wtorek, 26 kwietnia 2016

Rozdział 2

KING

Cicho ziewnąłem, bądź co bądź miałem ochotę na sen. Zawsze kiedy nie mam co robić, mój mózg wymyśla sobie iście szatański plan i odlatuję do krainy snów.

Nie mam nic przeciwko nowym członkom drużyny, jednakże druga dziewczyna która podrywa, a raczej jest oczarowywana przez Kapitana, dobiłaby nas wszystkich.

     — Nie jesteś nam tu potrzebna, ale to tylko moje zdanie. — Zeskoczyłem ze swej latającej poduszki i udałem się na dwór chcąc odetchnąć świeżym powietrzem. Na szczęście, żaden hałas nie był w stanie popsuć mi tej boskiej chwili odpoczynku.

Ban zapewne spał, Diane w swej nowej bardziej ludzkiej formie razem z Elizabeth zabrały Gowthera na damskie zakupy. Jestem w stu procentach pewien, że robią z niego kobietę - będzie się z czego nabijać.

Nie uważam, żebym siedział zbyt długo poza karczmą, ale też nie sądzę, by ten czas był na tyle krótki, by zaraz wydarzyło się to, co całkowicie wybiło mnie z równowagi.

Niespodziewanie ktoś nagle wyszedł twardym krokiem z karczmy i nie był to nawalony Lisi Grzech lub Hawk, wołający na kolację. Była to różowo-włosa piękność o niebieskich oczach. Musiałem wyglądać jak idiota kiedy z powietrza wpatrywałem się bezwstydnie w jej dekolt, chociaż to była specjalność kapitana, nie oszukujmy się. Dopiero po chwili zdążyłem wiec zauważyć jak z oczu kobiety spływa jedna, pojedyncza łza.

Powiadają, że demony nie mają uczuć, więc dlaczego? Może udaje? - Pomyślałem.

     — Czemu płaczesz? — Rzuciłem w jej stronę powoli lądując, ale w odpowiedniej odległości, nie znałem tej kobiety praktycznie wcale, ale maniery i reszty mojego moralizmu kazały mi spytać. Moje oczy wyrażały troskę, lecz kłamały. I jeśli zapytacie czy wzrok może kłamać - to najwyraźniej tak, skoro tego dokonałem. Demonica wyglądała na wyraźnie zadziwioną pytaniem, zupełnie jakby sama nie zdawała sobie sprawy z tej sytuacji. Nic nie mówiąc, wzniosłem się kilka centymetrów nad ziemią, tylko po to, by zetrzeć jej łze kciukiem. Naprawdę nie lubiłem gdy jakaś kobieta płakała, dobra?

Nie wiedziałem tak naprawdę czego się po niej spodziewać. Może była naszym ukrytym wrogiem a jej łzy miały mnie zmylić? Zaryzykowałem.

Różowo-włosa  podniosła powolnie swą dłoń i przetarła polik, wyglądając na wyraźnie zdziwioną.

 Czekałem tak dłuższą chwilę aż coś powie, jednak nic nie słysząc westchnąłem wzruszając bezradnie ramionami. Nie miałem zamiaru zmuszać jej do rozmowy.

      — Dobranoc.

Minąłem ją by otworzyć drzwi karczmy, do której powoli wlatywałem. Nim zamknąłem drzwi, usłyszałem jej głos, przez który mimowolnie odwróciłem głowę w jej stronę posiadając zarumienione poliki. Nic nie mogłem na to poradzić, to była reakcja mojego ciała, nie moja! Szybko więc machnąłem jedynie ręką czując coraz większe zawstydzenie. Nie mogłem zrozumieć, co się ze mną dzieje. Może to przez to, że pierwszy raz w życiu spotkałem kobietę, która nie traktuje mnie jak dzieciaka? Odleciałam stamtąd jak najszybciej, trafiając do pokoju który dzieliłem z Banem i Gowtherem.

Odetchnąłem z ulgą widząc napitego w  cztery dupy Lisa, chociaż on otrzeźwił mi trochę umysł i sprawił, że wróciłem na ziemię.

Niewiele myśląc, położyłem się na swej poduszce podlatując do okna za którym obserwowałem nocne niebo. Jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy, w co się wplątałem.

Westchnąłem pod nosem mrużąc ospałe powieki. Nie minęła dłuższa chwila, a ja już oddałem się objęciom Morfeusza, śniąc jak dziecko.



ALICE

   —Więc jesteś demonem..

Stwierdził Meliodas przecierając chustą mokre, dopiero umyte kufle. Chyba sam widział, że nie należałam do "normalnych" kobiet.

    — Zgadłeś, ale jestem tu tylko tymczasowo i nie dlatego, by was nawiedzać. Tylko by pomóc.

     — Pomóc?

Jego niezrozumiany wzrok przeszył mnie na wylot. Byłam pewna, że mi nie ufa. Czego innego mogłam się spodziewać? W końcu dla nich wszystkim byłam obcą kobietą, która z dnia na dzień miała zamiar wbić się w ich szeregi. Tylko debil nic by nie podejrzewał.

         — Obserwowałam was od jakiegoś czasu i sam doskonale wiesz, że ledwo dajecie sobie radę. Wrogów wam przybywa, a sojuszników nie widzę.

Kapitan Grzechów zsunął wzrok na moje piersi kiwając głową na potwierdzenie moich słów. Czy on uważał, że żartowalam? Jak śmiał tak bezczelnie wpatrywać  się w mój dekolt, tsh.

      — Skoro chcesz nam pomóc...

Gdy podniósł na mnie swe zielone, wielkke oczy, oraz wystawił dłoń, nie wiedziałam jak zareagować. Potrafił bardzo szybko zmieniać klimat. Dosłownie przed chwilą miałam ochotę go walnąć, a teraz.. już sama nie wiedziałam. Dlatego bez słowa chwyciłam go pewnie za dłoń, próbując nie myśleć zbyt wiele o tej sytuacji. Musiałam wykonać tylko swoją robotę, nic więcej.

   — Witaj w Grzechach.

Przez te słowa uśmiech sam cisnął mi się na twarz. Wiele musiałam przejść by się tu znaleźć, ale było warto, przynajmniej teraz.

Oboje cofnęliśmy więc swe dłonie, a blondyn zajął się swoją robotą.
To tyle? Nic więcej? Żadnego przesłuchania? Doskonale wiedziałam, że ten krasnal był lekkoduchem, ale żeby aż takim? Kręcąc głową na boki wstałam z krzesła kierując się do drzwi.

Za nimi spotkałam tego latającego chłopaka, jednak nie obchodziło mnie jakoś szczególnie co robił. Mogłam w końcu odetchnąć i.. i co dalej? Nie było dookoła wrogów, nie musiałam cały czas trzymać gardy. To było niepokojąco dziwne i takie.. przytłaczające? Kątem oka zerknęłam w okno, zza którym pewna brunetka zaczęła perfidnie przystawiać się do blondyna. Miał powodzenie ten maluch, oj miał. Może sama powinnam zacząć być bardziej kobiecą? Tylko co to słowo oznaczało i jak moge wcielić je w życie? Podrapałam się po poliku powoli rozumiejąc te przepaść osobowości, których zdążyłam się już napatrzeć. Nie miałam kilkunatsu lat, a kilka tysięcy, w dodatku byłby one spędzone na walce, to w ogóle nie ma o czym mówić. Słysząc więc nagłe pytanie, z uniesioną brwią spojrzałam na swoje odbicie, niemalże dostając zawału. Co to za mokre coś na moim policzku?! Jak to ze mnie wyszło?!

 Szczerze to myśl o tym tak mnie pochłonęła, że świadomość tego co zrobił  i powiedział brunet doszła do mnie po czasie, gdy on już był za drzwiami.

Nie chciałam go tak pożegnać, to byłoby co najmniej dziwne i niekomfortowe.

Obróciłam się więc spokojnie, posyłając mu delikatny uśmiech. Nie wiedziałam jak mogłam się inaczej zachować, to była naprawdę dziwna sytuacja. Może to jakiś skutek uboczny tak nagłej teleportacji?

     — Dziękuję. Dobrej Nocy.

Uniosłam delikatnie dłoń machając mu na pożegnanie, przy okazji odprowadzając go wzrokiem dopóki nie zniknął.

Dopiero gdy zostałam sama zauważyłam, że Meliodasa również nie ma na dole przy barku. Pewnie poszedł spać, szkoda.

Noc była długa, a ja nie czułam jakbym miała ochote na sen. Usiadłam więc przy barku i zaczęłam samotną impreze z dwiema butelkami Ale, oraz masą pytań w głowie.